środa, 23 stycznia 2013

Blondynka na wschodzie

Ulica tajwańska jest bardzo jednolita pod względem typów urody jakie możemy na niej spotkać. Większość ludzi ma oczywiście czarne włosy i oczy oraz ciemną karnację. Koloru skóry nie nazwałabym jednak w żadnym wypadku żółtym, raczej oliwkowym. Na początku mojego pobytu tutaj wszyscy wydawali mi się jednakowi. Nowo poznanym kolegom powiedziałam wręcz, żeby nie obrażali się, jak nie powiem im kiedyś cześć, bo będzie to oznaczało, że po prostu ich nie poznałam. Po około miesiącu zaczęłam dostrzegać różnice w rysach twarzy, odcieniach kolorów.
Często widuję dziewczyny o mlecznej, praktycznie białej skórze. Jest to zapewne efekt wielu zabiegów kosmetycznych, jakim się poddają. Ideałem urody jest tutaj bowiem osiągnięcie doskonałej bieli, która historycznie świadczy o tym, że dana osoba wywodzi się z wyższych sfer i nie musi pracować na dworze narażając się na szkodliwe promieniowanie słoneczne. Zupełnie odwrotnie niż u nas, gdzie opalenizna świadczy o zdrowiu i dobrobycie, o wakacyjnym plażowaniu na południu.
Biały człowiek jest więc tutaj wyniesiony w pewnym sensie na piedestał i traktowany ze szczególnym szacunkiem. Blondynka zaś, jako całkowity odmieniec spotyka się z wyjątkowym zainteresowaniem otoczenia. O ile dorośli Tajwańczycy raczej unikają kontaktu wzrokowego i na ogół przyglądają się nam w dyskretny sposób, o tyle dzieci nie mają żadych oporów i potrafią zatrzymać się na środku ulicy z otwartymi buziami, albo pokazywać blondynkę palcami. Młodzi ludzie reagują w bardzo pozytywny sposób. Często pytają się skąd jesteśmy i co tu robimy, czy trzeba nam jakoś pomóc. Czasem zachowują się też dosyć zaskakująco np. jedna nastolatka wyskoczyła 5 centymentrów przed moją twarzą krzycząc "Hi!", jak stałam zamyślona w kolejce. Ludzie potrafią wywieszać się z okien samochodów i krzyczeć nam "Hello!". Jednak nigdy nie spotkała nas jakaś niemiła sytuacja w związku z tym, że inaczej wyglądamy.
Biała kobieta wyróżnia się nie tylko ubarwieniem, ale również wzrostem i figurą, sposobem poruszania, czy stylem ubioru. Tajwanki w wieku studenckim są raczej niskie i dzielą się na dwie grupy - bardzo szczupłą i otyłą. Niewiele jest osób, które można zakwalifikować do kategorii "normalna". To co najbardziej rzuca się w oczy, to skłonność do dziecinnych słodziutko-słodziasznych gadżetów i dosyć infantylny sposób bycia. U nas studentka jest już dorosłą osobą, często pracującą, żyjącą z dala od rodziców. Tutaj pełnię odpowiedzialności prawnej uzyskuje się w wieku lat 20, a studenci zachowują się i traktowani są bardziej jak uczniowie liceów. Do końca high school chodzą w mundurkach, które niestety rzadko przypomninają te seksowne stroje widywane przez nas w mangach, a częściej rozciągnięte, przedszkolne dresy. Na dresie obowiązkowo jest logo szkoły i numer ucznia, co powoduje u mnie automatyczne skojarzenie z więzieniem. Jak już wyzwolą się z mundurków, zaczynają robić wszystko, żeby jak najbardziej się zróżnicować. Najbardziej popularnym strojem żeńskim jest tutaj jednak zestaw tunika + rajstopy lub leginsy, ewentualnie mikro szorty. To właśnie sprawia, że większość tajwańskich studentek wygląda dziewczęco, ale mało kobieco. W związku z tym blondynka spotyka się tu z dużym zainteresowaniem mężczyzn. Jednak ze względu na ich niedojrzałość i nieśmiałość zainteresowanie nie jest raczej okazywane w otwarty sposób.
Skąd więc przesłanki, że zainteresowanie istnieje? Otóż pewnego dnia wybrałam się z Eweliną i miejscowym kolegą z labu na lunch, na którym dowiedziałam się, że kolega nie może już znieść pytań innych Tajwańczyków o wydziałowe blondynki. Niewiele jest obcokrajowców studiujących na Applied Chemistry NCTU, a większość z nich pochodzi z Indii lub innych azjatyckich krajów. Dziewczyny są pośród nich w znakomitej mniejszości.
Oprócz skrytego zainteresowania ze strony Tajwańczyków blondynki cieszą się powodzeniem u wszelkich mężczyzn, ze szczególnym uwzględnieniem rasy białej. Tajwanki też bardzo lubią "białasów", ale o tym kiedy indziej. Niesamowite jest zjawisko identyfikowania się z innymi białymi ludźmi np. na ulicy. Wtedy uruchamia się coś w rodzaju radaru, albo automatycznej oceny, czy "jesteś z mojego plemienia" ;) Potem następuje często wymiana porozumiewawczych spojrzeń i uśmiechów.
Podsumowując, blondynka czuje się skrycie i bezpiecznie adorowana przez Azjatów, jednak jeśli będzie chciała nawiązać z nimi bliższy kontakt, musi sama wykazać się inicjatywą. Nie będzie miała zaś żadnych problemów z nawiązaniem znajomości z innymi obcokrajowcami, o ile nie są oni skłonni korzystać ze swoich żeńskich tajwańskich fanklubów.

9 komentarzy:

  1. To Cię tam Adam musi uważnie pilnować ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Blondynka na wschodzie cieszy się nawet większym zainteresowaniem niż rodzina wiewiórek hasających wokół drzewa;) Szczególnie wśród dzieci...ale nie tylko

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję jednak, że w odróżnieniu do wiewiórek, nikt nie pstryka blondynce zdjęć z 10cm i częstuje orzechami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia "z ukrycia" się zdarzają, orzechów jeszcze nie było ;) W większości przypadków zainteresowani pytają o zgodę, ale ja się nie zgadzam, bo w końcu nie jestem zwierzęciem w zoo.

      Usuń
  4. Fascynujące. Co do białej cery to w zachodniej kulturze kobiety do XX wieku też musiały się osłaniać od słońca (kapelusze, parasolki, rekawiczki - także w lecie), bo opalona skóra świadczyła o niskim pochodzeniu. Teraz do tego po części wracamy ze względów zdrowotnych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic tylko jechać tam i szukać aktywnie męża będąc blondynką i jasnym licu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugi mąż? Rewelacja, ale tylko jeśli Adam go bardzo polubi ;)

      Usuń